Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

Pomysł startu w Biegu Izerskim pojawił się podczas zimowych zajęć RANGERA w Orlu, kiedy przypomniałem sobie, że w naszym magazynie leżą zapomniane dwie pary starych szwedzkich nart z wiązaniami sprężynowymi kandahar. Przez długi czas nie mogliśmy się jednak zdecydować na przebranie - oczywiście musiało przecież być militarne i zrobione w miarę zgodnie z zasadami reenactmentu. W końcu zostały trzy możliwości - fiński strzelec, który przepadł z powodu braku jakichkolwiek elementów wyposażenia, niemiecki alpenjäger, odrzucony z powodu kosztów (sama kurtka kosztuje ponad 800 zł) i radziecki fizylier, którego większość wyposażenia odkryliśmy w magazynie i który tym samym został wersją ostateczną.


W dzień wyścigu dojechaliśmy do Jakuszyc na godzinę przed startem. Zarzuciliśmy narty na plecy i jak najszybciej poszliśmy w kierunku Orla. Kolejno mijali nas narciarze i skutery śnieżne SG wiozące muzykantów. Mocno zmachani doszliśmy do Orla na kilkanaście minut przed startem i po zarejestrowaniu się zaczęliśmy przygotowania. I tu pierwszy problem - sprężyny jednych nart były mocno za krótkie... Jakoś udało się je jednak wpiąć, ale niestety przekręcały mi prawą nartę prawie pod kątem 45 stopni. Szybkie przebranie w watowane ubranka, płaszcze pałatki i uszate czapki i biegiem na start, bo już zaczynał się bieg. Wreszcie strzał ze startera i naprzód. Grupa retro podzieliła się szybko, pierwszych kilku gości pobiegło naprawdę z ogniem - widać było dobre przygotowanie biegowe. A u nas kolejny problem - narty mają tak dobry poślizg, że cofają się przy każdym kroku pod górę i trzeba mocno pracować kijkami.


Do krzyżówki jakoś dało radę, chociaż biegiem nie dało się tego nazwać, a strata do liderów powiększała się nieubłaganie. Później na trasie inhalacyjnej było już trochę lepiej, bo na zjazdach poślizg się przydawał... Ale za to podjazdy były bardziej strome i na kilku musieliśmy podchodzić jodełką ! Wyjeżdżam w końcu na trasę z samolotu i tam nagły powiew wiatru złapany w pałatkę przewraca mnie na ziemię. Kolejna strata czasu... Końcówka biegu do Orla to w zasadzie formalność, na mecie okazuje się, że zajęliśmy piąte i szóste miejsce. Siadamy przy ogniu z herbatą i kiełbaską i obserwujemy przyjeżdżających kolejnych zawodników. Niestety, pogoda nie dopisuje - wzmaga się wiatr i zaczyna najpierw kropić a po chwili solidnie padać. Chowamy się pod daszek w samą porę, bo deszcz zmienia się w ulewę. Płaszcze-pałatki, które miały nam przeszkadzać tak naprawdę bardzo się przydają ! Czekamy jeszcze na ogłoszenie wyników i wręczenie nagród a później przebieramy się z mokrych szmat, owijamy się pałatkami i z nartami na plecach wyruszamy w drogę powrotną. Już na krzyżowkach czujemy się jak szwedzcy piechurzy podczas Potopu... Do parkingu docieramy całkowicie przemoczeni ale zadowoleni z udziału w naprawdę fajnej imprezie.

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus