Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

Gułag zaczyna się przeszukaniem. Pięciu uczestników dostało wcześniej drelichowe kombinezony i mieli sporo czasu na próbę ukrycia przy sobie przydatnych ich zdaniem przedmiotów. Betonowy placyk przed wartownią zostaje jasno oświetlony halogenami. Wkładam gumowe rękawiczki, drugą parę daję Agnieszce - wśród przeszukiwanych będzie także kobieta, więc musimy dochować wymogów Konwencji Genewskiej. Pierwsze dwie osoby przeszukuję dosyć pobieżnie. Trzeci wchodzi na placyk Tomek. Już mam go puścić, gdy Agnieszka zauważa kanciaste wybrzuszenie na jego plecach. Rozbieramy go całkowicie i pod koszulką znajdujemy przeklejone taśmą izolacyjną pudełko papierosów oraz batonik, a majtkach schowane dwie czekolady. Pozostałe dwie osoby sprawdzamy już tak samo dokładnie i przy każdej znajdujemy jakieś przemyślnie schowane rzeczy - głównie papierosy, mapy i czekoladę.

Przeszukania uciekinierów


Wszyscy przeszukani zostają zgromadzeni w jednym miejscu. Mają buty, bieliznę i drelichowe kombinezony. Ich zadaniem będzie ukryć się na wyznaczonym terenie i uniknąć patroli nieprzyjaciela a o siódmej rano następnego dnia skontaktować się z łącznikiem ruchu oporu. Gdy tylko uciekinierzy znikają w ciemności robimy krótką naradę. Mamy bardzo skromne siły - 7 osób, które muszą zabezpieczyć bazę i prowadzić poszukiwania. Decydujemy się pozostawić dwóch kandydatów pod dowództwem logistyka Szpika do ochrony bazy - nie strzeżona baza pełna sprzętu i zapasów byłaby dla ukrywających się jak Sezam. Pozostałe cztery osoby spróbują przeprowadzić patrol poszukiwawczy. Na początek postanawiamy sprawdzić teren w obrębie ogrodzenia z drutu kolczastego otaczającego bazę. To kilka hektarów gęstych zarośli i lasu, na których stoją trzy zrujnowane budynki. Wkrótce okazuje się, że aby cokolwiek zobaczyć trzeba bez przerwy używać najmocniejszych latarek. Przeszukujemy w bazie każda dziurę nie znajdując nikogo. Jest już o drugiej i staje się jasne, że w żaden sposób nie będziemy w stanie przeszukać całego terenu zajęć. Do takiego zadania potrzeba by było 3-4 takie zespoły jak nasz plus pluton alarmowy z samochodem i warta samej bazy. Przydałby się też jakiś pies. Biorę jeszcze jeepa i objeżdżamy z Agnieszką okoliczne drogi, ale to raczej demonstracja obecności niż realne poszukiwania. O trzeciej kładziemy się spać, poszukiwania będą miały większy sens po świcie.

Bad boys, bad boys, what U gonna do, what U gonna do when they come for U...


Jak się później okazało, uciekinierzy schowali się w gęstym młodniku około 500 metrów od ogrodzenia bazy. Pozwolili sobie nawet na rozpalenie ogniska, wykorzystując przemycone przez kontrolę osobistą w nauszniku patrolówki zapałki.
Wstajemy przed szóstą rano i jeszcze po ciemku wyruszamy na poligon. Na miejscu dzielimy się na dwie trojki i rozpoczynamy patrol. Świta, słońce wstaje w różnej łunie i zapowiada się pogodny dzień. Na razie jednak jest naprawdę zimno, na trawie błyszczy szron i rosa, a w zagłębieniach terenu zalega lekka mgła. Idziemy powoli drogami w mocno zwartym szyku włóczni i rozglądamy się uważnie. Polegam przede wszystkim na wyjątkowej spostrzegawczości Agnieszki. Po sprawdzeniu dróg zaczynamy badać wydeptane w trawie ścieżki. Niektóre z nich to prawdziwe dzikowe autostrady, ja jednak szukam takich, w których trawa została położona po rosie a nie przed nią. Sprawdzamy teren metodą kropli, zaglądając w każde ruiny i każda większą transzeję. Patrol bardzo się dłuży, wreszcie na wzgórzu niedaleko krzyża udaje nam się wyjść prosto na grupę uciekinierów - pod krzakiem zauważam trzy postacie w drelichach. Złapaliśmy Darka, Tomka i Marię, pozostałych dwóch starych wyjadaczy zostało na wolności. Podbiega do nas drugi zespół, skuwamy jeńcom ręce jednorazowymi kajdankami i zakrywamy im oczy a potem prowadzimy do bazy. Jest nas za mało, musimy przerwać poszukiwania i skoncentrować się na tym, co mamy.

Jeńcy czekający na przeniesienie do aresztu


W bazie kładziemy pojmanych na betonie placyku przed wartownią i przygotowujemy piwnicę na improwizowane więzienie. Nagle Maria zrywa się i biegnie przed siebie w głąb terenu bazy. Udaje się nam ja złapać po kilkudziesięciu metrach. za karę wiążemy wszystkim sznurówki butów do kajdanek. Mija ledwo kilkanaście minut i Maria - nie wiadomo jak poluźniwszy węzły - ponownie zaczyna biec przed siebie. Na szczęście po kilkunastu metrach potyka się i przewraca, dopada ją Romek, który przyprowadza ją z powrotem na placyk. Najwyższa pora zamknąć jeńców w naszym więzieniu i zając się poszukiwaniami pozostałych dwóch uciekinierów. Pakujemy cała trójkę do piwnicy, zostawiamy przy nich jednego strażnika i siadamy do późnego śniadania. Po tym objeżdżamy jeepem wszystkie drogi poligonu i przyległego lasu - na drzewach nie ma już prawie liści, dzień jest jasny i słoneczny, lecz pomimo tego nie udaje nam się zaobserwować niczego podejrzanego.
Gdy po powrocie szykujemy się do przesłuchać z piwnicy dochodzi wrzask. Byku zbiega na dół pierwszy, ja lecę za nim z latarką. Okazuje sę, że Darek wyswobodził się z kajdanek i obezwładnił strażnika
- Nie podchodź bo wyrwę mu tchawicę ! - krzyczy do nas.
- A wyrywaj jak potrafisz, chuj mnie on obchodzi - odpowiada mu Byku i rzuca się na niego. Obezwładniamy Darka i kładziemy go na ziemi. Za karę odbieramy więźniom lentem, od tej pory muszą leżeć na betonie. Do tego rozsadzamy ich po całej piwnicy, każdego w osobnym pomieszczeniu.

Zaczynają się przesłuchania, jeńcy milczą uparcie, nawet polewani wiadrami wody wprost ze studni. Nie chcą powiedzieć nawet, czy są żołnierzami, a nie mają żadnych dokumentów tożsamości czy tabliczek identyfikacyjnych. Wreszcie na kolejnym przesłuchaniu Tomek mówi, że jest żołnierzem i podaje nazwisko, stopień i numer. Dla zachęty dostaje papierosa, kubek wody i suchy kombinezon do przebrania. Pozostała dwójka dalej uparcie milczy. Przerywamy przesłuchania i wyruszamy w czwórkę na poszukiwanie pozostałej dwójki. Odchodzimy około 100 metrów i nagle w bazie wybuchają jakieś wrzaski. Okazuje się, że to Szpik złapał obu zbiegów, którzy zakradli się do zaparkowanego koło bazy busa w poszukiwaniu jedzenia i kawy. Mamy wszystkich. Dwaj złapaniu teraz przyznają się, że są podoficerami, podają dane zgodnie z Konwencją Genewską i zgłaszają chęć pracy. Wysyłamy ich do zbierania drewna w lesie na terenie bazy ogrodzonym drutami kolczastymi. Wkrótce dołącza do nich Tomek, wszyscy pracują dozorowani przez jednego strażnika. Zaczyna nam dramatycznie brakować ludzi, kontynuujemy przesłuchania i na ostro i po dobroci. Wkrótce Darek przyznaje się do tego, że jest żołnierzem i trafia do pracy. Maria uparcie milczy. Kolejne przesłuchania nie posuwają nas do przodu, Tomek podejmuje z nami grę - jak się później okazuje - oferuje swoją pomoc w złamaniu Marii i dostaje za to słoik bigosu, może też ogrzać się przy piecu. Taktyka na dłuższą metę ryzykowna, bo przecież w końcu upomnimy się o efekty? Maria milczy nawet podczas najostrzejszych przesłuchań, w końcu decydujemy się wysłać ją do zamiatania placu - sprząta w kajdankach i ze związanymi nogami.

Przesłuchania


Wczesnym popołudniem przerywamy przesłuchania, więźniów trzeba jeszcze trochę zmiękczyć pracą. Wszyscy idą znosić drewno, podwajamy straż i zamykamy się w wartowni. Pijemy spokojnie kawę, po kilkunastu minutach wychodzę i zauważam brak więźniów. Łapiemy broń i biegniemy do lasu, odnajdując zwłoki dwóch strażników. Więźniowie uciekli zabierając dwa karabinki z dwoma magazynkami. Sytuacja wygląda nieciekawie - trzeba zabezpieczyć bazę i spróbować wyruszyć na poszukiwania. Idziemy we trzech - ja, Byku i Szpik, reszta pod dowództwem Ośki zostaje w bazie. Czeszemy stoki Okopowej tyralierą, ale już o wiele ostrożniej niż rano - zbiegowie są uzbrojeni i prawdopodobnie podejmą próbę zdobycia na nas broni i wyposażenia. Gdy robi się szaro wracamy do bazy, szukanie po ciemku nie ma najmniejszego sensu. Trzeba przygotować bazę do ewentualny atak - zdobycie naszej placówki zmieniłoby uciekinierów w normalnie wyposażony i uzbrojony oddział. Ustawiamy na dachu obserwatora, szykujemy pozycje strzeleckie w oknach, barykadujemy drzwi. Wciągamy do środka generator i wyprowadzamy kable na dach, podłączając do nich halogeny. W razie czego oświetlimy choć na krótko - bo reflektory zostaną pewnie zestrzelone - teren wokół wartowni. Teraz pozostaje tylko czekać. Na myśl o tym, co zrobią nam więźniowie jeśli zdobędą nasz posterunek robi nam się zimno? Jest już całkiem ciemno, gdy majaczy w pobliżu jakiś ruch, błyska plamka celownika laserowego. Odpalamy agregat, zajmujemy pozycje?
Kończymy zajęcia. Jeńcy zachowali się prawidłowo, podając tylko dozwolone - a nawet nakazane - przez Konwencję Genewską dane. Maria swoim uporem naraziła się jedynie na dodatkowe bolesne konsekwencje, ale taki upór też może być godny uznania. Żaden z jeńców nie poszedł na współpracę i nie zdradził istotnych informacji.
Oczywiście czas oddziaływania na jeńców był bardzo krótki. Inaczej rozmawialibyśmy po kilku dniach spędzonych w głodzie, zimnie, braku snu i ciężkiej pracy. Do tego jednak potrzebowalibyśmy znacznie większych sił po stronie straży. Trochę przeszkodziła nam też pogoda, wyjątkowo ciepła i słoneczna.
Kolejne szkolenie SERE będzie na pewno dłuższe i bardziej dotkliwe dla uczestników, zgodnie z zasadą "im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju".

Pod czujnym okiem strażnika...

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus