Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

ZA LINIĄ WROGA...

Letni obóz combat&survival -sierpień 2002


Jest letnia sierpniowa noc. Na niebie porozrywane chmury raz po raz odkrywają księżyc i gwiazdy. Ciszę, wśród której słychać jedynie poszczekiwanie psów w pobliskich gospodarstwach przerywa wycie silnika. Z ciemnego lasu wyłania się nieoczekiwanie zamaskowany pojazd. Momentalnie ciemność nocy przerywają światła lamp halogenowych. Pół miliona kandeli przeszywa ściernisko. Samochód zatacza koła i ósemki na ponad dwudziestohektarowym polu, po czym gasną światła i pojazd znika w czeluściach ciemnego lasu. W tym momencie ujadanie psów milknie, słychać tylko szelest liści kołysanych przez letni ciepły wiatr.

Udało się - to pierwsza myśl jaka przenika w głowach ciemnych postaci wyłaniających się tu i ówdzie spośród porozrzucanej gdzieniegdzie słomy. W głębi lasu widoczne niebieskie światło latarki daje sygnał "droga wolna". Ciemne postacie biegiem przenikają w głąb bezpiecznej ciemności lasu, która chroni je przed słupami światła, jakie przed chwilą przecinały ściernisko. Trzeba się spieszyć, bo do wykonania zadania pozostało mało czasu. Jeszcze kilka kilometrów ostrożnego marszu i grupa dywersyjna znajdzie się w rejonie działania.

"Jest" - cichy szept wymyka się z ust dowódcy grupy, który zauważył pasmo kolczastych drutów okalających bazę rakietową ukrytą w gęstym lesie. Przegrupowanie, ostatnie instrukcje i sygnał do rozpoczęcia zadania. Na drodze prowadzącej do bazy niespodziewanie pojawia się uzbrojony pojazd, na dachu którego skulona postać trzyma karabin maszynowy. To ruchomy patrol, który przeczesuje teren okalający bazę. Wartownicy prawdopodobnie już wiedzą, że w okolicy znajduje się grupa dywersyjna, której jednak w ciągu całonocnych poszukiwań nie udało się odnaleźć. Samochód zawraca na skraju lasu i wjeżdża przez otwartą bramę na teren bazy. Przeraźliwy wstrząs przerywa pracę silnika. Nieudolna próba otwarcia ognia z pojazdu zostaje przerwana precyzyjną serią wystrzeloną z krzaków. Teraz liczy się każda sekunda. W tym samym momencie słychać na przeciwległym krańcu lasu eksplodujące ładunki. Załoga bazy nie jest w stanie zapanować nad chaosem panującym wewnątrz obiektu. Eksplozje i dym z uszkodzonych wyrzutni rakietowych pozwalają odkryć, jaki zamiar miała grupa ciemnych postaci poszukiwanych gorączkowo przez całą noc. Słychać serie i pojedyncze wystrzały z broni osobistej, prawdopodobnie załoga bazy nie dała jeszcze za wygraną. Po chwili strzały milkną i widać jedynie czarny dym unoszący się nad zniszczonymi wyrzutniami.

Na szczęście wyrzutnie zrobione były z sosnowych belek i desek a samochód został cały, jednak nie obyło się bez siniaków i drobnych ran. Zadanie nie zostało wykonane do końca, ponieważ pozostała jedna niezniszczona wyrzutnia. Ale to i tak wielkie zaskoczenie dla pewnych siebie obrońców bazy - sześć wyrzutni zniszczonych, to jak na nowicjuszy całkiem niezły wynik...

Było to jedno z trudnych zadań, jakie czekały na kursantów uczestniczących w letnim zgrupowaniu Combat&Survival organizowanym przez Ranger Survival Club. Po wysadzeniu wyrzutni szybka ewakuacja. Kursantów czekał siedmiokilometrowy szybki marsz do pobliskiej rzeki Kłodnicy, nad którą czekały już przygotowane pontony. Było już dobrze po południu, kiedy kursanci załadowali się na pontony. Czekał ich teraz pięciogodzinny spływ rzeką do miejsca spotkania z inną grupą uczestników kursu. Członkowie oddziału są już bardzo zmęczeni, a jak na złość pojawiają się poprzewracane drzewa i mielizny na meandrującej mocno rzece. Co kilkaset metrów trzeba wyciągać z wody ciężkie pontony z całym dobytkiem. Na miejscu kontaktu niecierpliwie czeka 6 innych uczestników zgrupowania. Zbliża się22.00 i jest już ciemno, gdy wśród trzcin pojawiają się dwa pontony. Na twarzach kursantów widać zmęczenie i zadowolenie, że dotarli do następnego etapu szkolenia. Ku wielkiemu zdziwieniu nie czeka na nich upragniony odpoczynek tylko łódź saperska i sprzęt potrzebny do wykonania dalszej serii zadań. teraz przegrupowanie, przeładowanie plecaków i nagle niespodziewany komunikat jednego z instruktorów - w pobliżu rozbił się sojuszniczy myśliwiec, trzeba wysłać grupę ratunkową aby odnalazła dwóch pilotów. Przez radio słychać wezwanie pomocy, nie ma zbyt wiele czasu, trzeba ruszać od razu. Jest już pierwsza w nocy gdy grupa dociera do miejsca katastrofy, trzeba być bardzo ostrożnym, bo w okolicy kręcą się nieprzyjacielskie patrole. Jak na złość na środku wielkiego stawu widać czerwone światło chemiczne, jest to pierwszy pilot. Trzeba wejść do zimnej wody i wyciągnąć go na brzeg, okazuje się, że jest on ciężko ranny. Z wody widać światło kolejnego pilota - tym razem kolejne utrudnienie. Pilot zaplątał się w linki spadochronu i wisi na gałęzi nad wodą. On jest także ranny, jednak jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Trzeba szybko przetransportować ciężko rannego lotnika do szpitala. Decyzja dowódcy jest ostateczna - wzywamy śmigłowiec, trzeba przygotować gdzieś w pobliżu lądowisko. Po kilkunastu minutach słychać już warkot silnika. Włączają się światła na zamglonej łące. Załadowanie rannych odbywa się błyskawicznie i śmigłowiec startuje z lądowiska. Nagły sygnał ubezpieczenia - zbliża się wrogi patrol. Trzeba szybko wycofać się do rzeki i opuścić zagrożony teren. Jest już 2.30 gdy pontony i łódź saperska ruszają w dół rzeki. Widoczność jest zerowa, gdyż gęsta mgła spowija koryto rzeki. Po przepłynięciu kilku kilometrów oddział napotyka przeszkodę - trzeba wszystko wyciągnąć na brzeg, nie można przepłynąć dwumetrowego jazu. Jest w miarę bezpiecznie i instruktorzy postanawiają, że w tym miejscu rozbijemy obóz aby odnowić gotowość bojową. Po trzygodzinnym śnie grupa rusza w dalszą drogę. Jest już jasno a koryto rzeki rozlewa się szeroko, nie ma żadnych poprzewracanych drzew i płynie się spokojnie.

Sielanka nie trwa długo, znów trzeba wszystko przenosić. Teraz będziemy płynąć kanałem gliwickim, taszczenie 150-kilogramowej łodzi saperskiej daje się nieźle we znaki zmęczonym kursantom. Około 10 docierają na strzelnicę, gdzie po krótkim instruktażu odbyło się strzelanie z krótkiej i długiej broni sportowej. Teraz kursanci mają czas by troszkę odpocząć i zjeść coś ciepłego. Po regeneracji sił kolejne zadanie - tym razem jest to zakładanie posterunku obserwacyjnego połączone z instruktażem prowadzenia obserwacji. Zbliża się wieczór - czas w dalszą drogę. Przed oddziałem jeszcze cała noc zmagań z ciężką łodzią saperską. Po przerobieniu orania pola łodzią czekało na nich jeszcze koszenie przesieki w lasku nad kanałem by można przenieść łódź. Ponad 400-metrowu odcinek trasy prawie w centrum Kędzierzyna Koźla łódź pokonała na barkach kursantów, do tego dwa pontony, plecaki, broń i wyposażenie. Śluza na kanale pokonana, nikt nas nie zauważył, jednak wszyscy mają już dosyć. Po pokonaniu 800 metrów kanałem znowu przesiadka na Kłodnicęi znów noszenie łodzi i pontonów, lecz wszyscy się cieszą, bo do Odry pozostała prosta droga. Jest 4 nad ranem i wszyscy zasypiają na pontonach ze zmęczenia, ale na rozbudzenie jeszcze jedna niespodzianka - trzymetrowej wysokości jaz stanął na drodze naszej małej flotylli. Znów wyciąganie łodzi z wody i taszczenie po krzakach. Ostatnia przeszkoda pokonana - o godzinie 6 jesteśmy w Koźlu na wyspie. Tutaj krótka drzemka i pakowanie łodzi na samochód.

W południe rozpoczynają się zajęcia na polu paintballowym. Wszyscy zapominają o zmęczeniu i wczuwają się w wir walki. Po wystrzelaniu wszystkich kulek pora na posiłek - grochówkę prosto z garnka. Zbliża się wieczór, kursanci przechodzą na starą żwirownię "Dębowa". Tu rozbijanie namiotów i przygotowanie obozowiska. W końcu o przyzwoitej porze wszyscy kładą się spać. O 23 zrywa ich alarm - rozpoczyna się namiastka tego co przeżywają Sealsi podczas piekielnego tygodnia. Czołganie w wodzie i piasku, pływanie, bieg z pontonem i głośny śpiew budzi śpiących nieopodal wczasowiczów. Operacja Barrakuda trwała niecałe cztery godziny, bo następny dzień jest w całości wypełniony zadaniami. Na kursantów czeka jeszcze skakanie z motorówki na pełnej prędkości, pływanie z zawiązanymi oczami w oporządzeniu i na koniec zakładanie ładunków wybuchowych przy pomocy podstawowego sprzętu do nurkowania. wszystko odbywa się pod czujnym okiem ratowników WOPR i płetwonurków, którzy pod wodą kontrolują jakość wykonania zadania. Na koniec pływanie parami w kajdankach, przejażdżka motorówką i zakończenie kursu.

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus